piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 9. "Make a wish!"

   Choć się dzień wcześniej zapierałam przed tą imprezą u Ignaczaków, postanowiłam na nią pójść. Ba, nie mogłam jej odpuścić! 
Z rana odbył się trening. Wszyscy siatkarze zostali wtajemniczeni w całą sprawę, w plan o nazwie "żółta kobra" (nie pytajcie, pomysł libero). Oczywiście, zachowywaliśmy się jak gdyby nigdy nic, choć tej małpie miałam ochotę nakopać gdy tylko ją zobaczyłam siedzącą na trybunach i robiącą kolejne nędzne zdjęcia. Ale cóż, trzymałam się planu. 

Jeśli chodzi o przygotowania na imprezę, to w sumie ja jedynie egzystowałam. To Megi zrobiła mi bujne loki z moich jasno brązowych włosów i to ona mnie umalowała. Potem wyciągnęła z szafy tą moją granatową, zdobioną koronką sukienkę, której cholernie długo nie zakładałam na siebie. 
  Uwierzcie lub nie, ale odebrałam wrażenie, że bardziej jej zależy na wystrojeniu mnie a nie siebie. I non stop świergotała, że Paulinka i tak by nie miała szans, i że Paul będzie “mój”. I gdy przyszedł, ona jeszcze musiała się ubrać. Tak, wybieraliśmy się tam w trójkę. Paul już ściągnął samochód, więc zaproponował, że nas ze sobą weźmie.
  Gdy wszedł, odebrałam wrażenie, że nie mógł spuścić ze mnie wzroku. Byłam niesamowicie speszona, gdy jego czekoladowe tęczówki lustrowały mnie od stóp aż po sam czubek głowy. Wiecie, nie co dzień ma się mocny, ładny makijaż i krótką sukienkę an sobie. I może to zabrzmi nieco dziwnie, ale w jednym momencie przestała się dla mnie liczyć Paulina.
Megi potrafiła zdziałać cuda. Nawet ze mną. Tak samo jak alkohol, ale do tego przejdę później. 
  Żona Krzyśka, Iwona, była naprawdę świetną kobietą. Przesympatyczna i bardzo towarzyska. Mnie, Megi, Marysię (dziewczynę Pita) i Karo (towarzyszka Fabiana) powitała czerwonym winem, podczas gdy chłopcy zaczęli standardowo od piw. Siedzieli w salonie i debatowali nad żółtą kobrą. I gdy wszystko było już dopięte na ostatni guzik i czekaliśmy jedynie na Paulinę, temat zszedł na zbliżający się mecz z Jastrzębskim Węglem. Ignaczak oczywiście mówił o swoich przyszłych udanych akcjach, Fabian narzekał, że jak na ostatnim meczu grali to źle w  rozgrywał. Konarski, MVP meczu ze Skrzatami, w sumie siedział z dumnie wypiętą piersią do przodu. Nowakowski, Penchev i Lotman jedynie przysłuchiwali się pozostałym.
- Ty, - zwrócił się libero do Fabiana - następny mecz za kilka dni. Jak będziesz tym razem wystawiał?
- Tak, jak będziesz odbierał, Igła.
Penchev głośno gwizdnął, no bo wiecie, to siekło w dumę biednego libero. Sam Drzyzga przyznał się, że źle rozgrywał, a właśnie stwierdził, że wystawia tak, jak mu Igła poda.
Ich kłótni przeszkodziło przyjście Pauliny. 
Oczywiście wszyscy zachowywaliśmy się normalnie. Iwona poczęstowała ją piwem, ugościła niczym gościa specjalnego. Nawet ja sama wysiliłam się na cień uśmiechu w jej stronę! Naprawdę.Ta sielanka jednak się skończyła, kiedy zasiedliśmy wszyscy w salonie i Ignaczak puścił nam film na DVD. 
- To zaczynamy show, moi kochani. Film specjalnie dla was! - Krzyknął uradowany libero. Widać było po nim, że sam z siebie jest dumny. 
Film zaczął się od nagranego kawałka treningu. Wiadomo, gdy Kowal czasami wychodził dosłownie na chwilę, Igła wykorzystywał sytuację i latał po sali jak szalony kamerując wszystko i wszystkich. Najzabawniejszym momentem było, gdy trener wrócił na salę i zaczął się wydzierać na kamerzystę. "Karne pompki! Karne kółka!" - wyliczał. 
Potem były zaprezentowane zdjęcia zrobione przez Paulinę. Spojrzałam na nią kątem oka. Była dumna z siebie niczym paw, a inni udawali, że są pod wrażeniem. Ha, ha. Ale zaraz ci się wszystko odmieni głupia małpo!
- Wiecie, jak się okazało, - powiedział Igła - nasza kochana Paulinka jest nie tylko świetnym fotografem, ale i genialną aktorką! 
I wtedy poleciał ten kawałek, na którym była ona i rozmawiała z kimś przez telefon. Opowiadała o tym, jak zbajerowała samego prezesa. 
- Genialny to chyba detektyw z ciebie. - Penchev się zaśmiał. 
 Widziałam, jak Paulina siedzi niesamowicie zdezorientowana. Wyglądała tak, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku, ha! 
- Co wy.... - Zająknęła się. 
- Chyba: co ty! - Rzucił sarkastycznie Drzyzga, stając przed nią ze skrzyżowanymi rękoma. - Masz nam coś do powiedzenia? 
  Ona jednak nic nie powiedziała do nas, tylko - czemu mnie to nie dziwiło - szukała ratunku w Lotmanie. 
- Paul, zrób coś!
 On oczywiście uśmiechnął się ironicznie. - Pewnie, niech naiwny dzieciak ci teraz pomaga.
- Wy wszyscy oszaleliście! - Krzyknęła. Była ... nie wiem sama czy bardziej zła, czy bardziej przestraszona. 
- Pewnie, już dawno! - zaśmiał się Penchev. - Może i jesteśmy szaleni, ale nie tacy zakłamani jak ty. 
- Wiesz co, zwiaj manatki i zabieraj się z mojego domu. - Iwona ją wręcz wygoniła. 
- I lepiej się prezesowi na oczy nie pokazuj. - Syknęła Marysia. 
  Blondynka wyglądała tak, jakby chciała co najmniej coś rozwalić. Jej twarz zrobiła się mocno czerwona. Bez słowa, bez żadnego "przepraszam"... po prostu wystrzeliła z tego domu, trzaskajac za sobą drzwiami. 
- Jej, jak ona jutro przyjdzie na trening to chyba jej coś zrobię. - Burknęłam pod nosem.
- Coś ty, nie przyjdzie. Po takim upokorzeniu? - Zaśmiał się Konarski. 
 Ignaczak nagle przyszedł nie wiadomo skąd z tacką pełną kieliszków. Szampan. No po prostu on jest niemożliwy! 
- Teraz musimy to opić, że wykurzyliśmy ją z naszego życia, o!
- Tak.- Nowakowski się odezwał tym razem, unosząc jednocześnie jeden kieliszek do góry. Pozostali poszli w jego ślady.  - Za wykurzenie małpy i po prostu za nasz zespół. Takiego team`u to szukać po całym świecie! 
Pozostali mu przytaknęli i wznieśliśmy wcześniej wspomniany toast. 
Piotr miał rację. Nigdzie nie znajdziecie tak zgranego zespołu. Nigdzie nie znajdziecie takich ludzi, którzy aż tak by dbali o siebie nawzajem. Bo ludzi, który stawią się za tobą, którzy mogliby za tobą w ogień pójść... może i jest niewielu. Ale są tutaj, w Rzeszowie, i ja się o tym przekonałam. Bo tu właśnie chodzi o to, by mieć wokół tych, co są cenniejsi niż złoto.
- No dobra, bez zamuły, bawimy się dalej bo noc jeszcze młoda. - Pan domu wyłączył DVD, a zamiast tego włączył wierzę i puścił dobrą muzykę. 

  Było super. Zabawa trwała w najlepsze, a ja nawet nie czułam upływającego ciągle czasu. Wiecie, Magda była w siódmym niebie. W połowie imprezy w sumie nie byłam jej już potrzebna. Tak namiętnie konwersowała z Konarskim, że naprawdę wyczuwałam coś grubszego. Albo głębszego, bo atakujący wisiał ze ślepiami wpatrzonymi w jej cycki. Zawsze tak potrafiła zahipnotyzować meżczyzn - oczami i, oczywiście, cyckami. 
- Chcesz piwo? - Zapytał mnie Paul, kiedy usiadłam obok niego na kanapie.
Nad propozycją siatkarza długo nie myślałam, choć z reguły mało piję i nie mieszam. Ale tym razem się skusiłam. Wiecie, w końcu utarliśmy tej blond małpie nosa, trzeba było to oblać nie tylko szampanem! 
- Pewnie. - Uśmiechnęłam się. 
 Otworzył mi butelkę i podał. Napiłam się. Musiałam przyznać sama przed sobą, że nie pamiętam, kiedy alkohol tak łatwo mi wchodził.
- I widzisz, wszystko nam się udało. I teraz się świetnie bawisz.
- Racja. Widać, że ze mną jest coś nie tak, skoro świetnie się bawię z tymi pajacami. - Zachichotałam.
 Lotman uniósł jedną brew i mnie zmierzył. No tak, w sumie on też należał do tej bandy pajaców, ale pozostawił to bez komentatrza.
Zamiast tego nagle niebezpiecznie zbliżył swoją dużą dłoń do mojej twarzy, do policzka. machinalnie odsunęłam głowę nieco w bok, jednak on, wcale nie speszony (nie tak jak ja!), kontynuował to, co zaczął.
- Rzęsa. - Opuszkiem palców strzepał ją z mojego policzka. Czułam, jak oblewam się rumieńcem. O czym ty, cholera jasna, myślałaś!  
- Dzięki.
 Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Jego czekoladowe tęczówki potrafiły naprawdę zahipnotyzować. O czym mógł on sobie wtedy myśleć? Czy on.. może, to co wczorajszego dnia..
- Ludzie, kto gra w twistera?! - DO salonu , nie wiadomo skąd, wpadł Nikolay. W rękach trzymał pudełko ze wspomnianą grą.
 - Ja! - Jak głupia podskoczyłam z kanapy, krzycząc niczym rozweselone dziecko.
Chyba naprawdę zbyt dużo wypiłam, że zaczęłam się wyginać z Penchevem na kolorowej macie. Rzecz jasna nie graliśmy raz, bo kilka, a za każdą rpzegraną trzeba było wypić kieliszek wódki. Jak myślicie, kto najwięcej przegrał?
Tak, właśnie. Sierotka-Ola.
I ta Olka-sierotka musiała wyjść się przewietrzyć na zewnątrz, bo inaczej mogła odpłynąć hen daleko.
Nie wiem, która była godzina, ale pewnie grubo po północy. Musiałam przyznać, że dzisiejsza noc była naprawdę piękna. Czarne niebo rozświetlały miliony gwiazd, układające się w różne wielkie konstelacje. Nie mogłam się na nie napatrzeć, choć gdy spoglądałam w górę, w mojej głowie wszystko się kręciło.
- Hej, uważaj. - Ktoś podtrzymał mnie, gdy prawie kiwnęłam się do tyłu. Wylądowałam w jego ramionach. Zgadnijcie, kto był moim bohaterem?
- Lotman, zawsze jesteś tam, gdzie cię potrzebuję. - Zachichotałam. - Przypadek?
 - Nie sądzę. - Uśmiechnął się zawadiacko. 
 Przeszłam wzdłuż ogrodowej alejki. Ignaczakowie się napracowali nad tym miejscem, ale było warto. Z jednej strony ogromnej działki był mini plac zabaw ich synka, włącznie z drewnianym mini domkiem. Po drugiej stornie natomiast, pod wiśnią, postawiona była piękna, starodawna altanka, odmalowana na biało i pięknie zdobiona złotą farbą.

I tam właśnie poszłam.
Oparłam się wygodnie o balustradę, z twarzą skierowaną ponad ogrodzenie, na niebo. Siatkarz poszedł w moje ślady i zrobił to samo, będąc tuż obok mnie. Nasze ramiona się stykały, ale nie przeszkadzało mi to. Jeśli miałam być tam nie sama, to tylko i wyłącznie on był odpowiednią osobą.
- Uwielbiam noc. - Stwierdziłam w końcu, przerywając ciszę.- Taka cisza, taki spokój.
- Przede wszystkim jest piękna, - dodał - dlatego nie rozumiem, dlaczego wy Polacy mówicie na coś, że jest “brzydkie jak noc”.
 Na to swietrdzenie amerykańskiego przyjaciela zaśmiałam się.
- Święta racja, ale powiedz mi, które przysłowia mają sens.
- No u nas w Stanach niektóre mają, na przykład…
- Patrz! - Przerwałam mu gwałtownie wymachując ręką w kierunku nieba. - WIdziałeś?! WIdziałeś! Spadająca gwiazda, ale jaja!
- Hej, spokojnie. Zamiast podskakiwać, make a wish. - Sprowadził mnie na ziemię.
- Proszę cię, już pomyślałam. Nie przepuściłabym takiej okazji. - Puściłąm mu perskie oko.- A ty?
- Też. - Powiedział uśmiechając się. Odwrócił się w moją stronę, łokciem podpierając się o balustradę. Chyba już nie chciał patrzeć na niebo, tylko na mnie, o ironio. - U nas się mówi, że jak się widzi spadającą gwiazdę, to wcale nie ejst przypadek. Tylko zwiastuje szczęście.
- Coś w tym jest. - Odwróciłam się w jego stronę, opierając się łokciem o białą belkę tak jak on. - A myślisz, - zapytałam - że fakt, iż ją zobaczyliśmy razem, jest przypadkiem?
- Myślę, - przybliżył się nieco w moją stronę - że nie.
 Nasze twarze dzieliły już tylko centymetry. Czułam na wargach jego szybszy oddech. Zmrużyłam oczy i po sekundzie poczułam, jak delikatnie, niepewnie, całuje mnie. Krótko, chcąc wybadać, jaka będzie moja reakcja.
- Paul… - Szepnęłam cicho. Wciąż byłam zdezorientowana po tym, co miało miejsce. Ręką delikatnie uniósł mój podbródek do góry.  
- Szzz… - Uciszył mnie i ponownie pocałował, tym razem dłużej i namiętniej. 
Wtedy już oddałam pocałunek, w ogóle się nie wahając. Jego usta - pełne i delikatne - sprawiały mi naprawdę ogromną przyjemność pieszcząc moje wargi. W końcu przesunął się stając przede mną, a ręce położył mi na biodrach i pchnął tak, że opierałam się plecami o belkę. Sam dosunął się do mnie i jego ciało napierało na moje, a ja czułam jak wewnętrznie zaraz eksploduję.
- Oszalałeś. - Zachichotałam cicho, jak na chwilę przerwał pocałunek.
- Na twoim punkcie, owszem. - Uśmiechnął się, jak zwykle cudownie.
 Nachylił się lekko i łapiąc mnie za uda, podniósł do góry i posadził na balustradzie. Teraz nasze twarze były na tej samej wysokości. Przyciągnęłam jego twarz ku swojej, ciągnąc za kołnierz koszuli. Wpiłam się w jego usta dziwnie wytęskniona, spragniona jego bliskości i dotyku. Oplotłam nogi nad jego biodrami jednocześnie przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
To była niezapomniana noc. Niezapomniana i chyba najpiękniejsza w całym moim dotychczasowym życiu.
Mój pech jednak chyba się jeszcze nie skończył. 


 ~*  *  *~
Całkiem długi wyszedł, aczkolwiek nie jestem z niego w stu procentach zadowolona. Ale hm, nie zawsze się udaje coś napisać tak, jak się miało zamiar to zrobić. :)
Mam jednak nadzieję, że wam się podoba! :)

KOMENTUJCIE bo zrobię strajk i pisać przestanę xd


3 komentarze:

  1. Jejku ostatnia sena <3 !
    Awwwwr *.*
    Ola i Loti pasują do siebie ;)
    Igła - detektyw xD hahahaaaaha
    Cudnie *.* czekam na kolejny i ma Pana W! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnia scena taka rantyczna <3 czekam na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie żartuj, że skończysz :P
    Czekam na kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń