sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 4. "- Uśmiech proszę!"

  Czy znasz to uczucie, kiedy budzisz się we własnym łóżku i już wiesz, że to będzie kolejny kiepski dzień? Nie chce ci się wstać, bo wiesz, że w mieszkaniu nikogo nie ma, ani jednej żywej duszy. Tylko ty. Samotność cię przytłacza i nie masz siły, by dalej żyć. Znasz to uczucie, które kłębi się wtedy w twoim sercu?
Ja znam. Ale akuratnie tak się złożyło, że tego dnia będzie inaczej.

 Wstałam dosyć późno, bo aż o dziesiątej. To wszystko przez wujka; odwiózł mnie do mieszkania przed północą i oczekiwał, że jeszcze mu za to podziękuję. No, dobre sobie. Nie dość, że pozbawił mnie spokojnego, samotnego wieczora, to jeszcze zamęczył mnie jakimiś szczegółami dotyczącymi samego klubu. Jakby mnie to interesowało…
 Choć miałam zaledwie godzinę, spokojnie wzięłam prysznic, uczesałam włosy, nałożyłam delikatny make-up i ubrałam się w trochę stare, przetarte już jeans`y i t-shirt z nadrukiem: “keep calm and smile”. I gdy nastawiłam wodę w czajniku, rozległo się pukanie do drzwi.
Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Wiecie, w końcu mam jakiegoś sympatycznego gościa! Cóż, no bo dwójki osób się nie spodziewałam…
  Gdy otworzyłam drzwi, powitał mnie tym razem nie uśmiechnięty, a dziwnie skwaszony Lotman. Wyglądał niczym dziecko, które coś nabroiło i boi się do tego przyznać.
- Co jest? - Zdziwiłam się nie na żarty. 
Przez myśli przeszło mi wiele opcji: nie chce przyjść, musi iść coś załatwić… cóż, na pewno nie spodziewałam się tego, co się zdarzyło.
- Wiesz, naprawdę nie chciałem… ale mogę wpaść z koleżanką?
No nie, kurwa, Lotman, serio? Poczułam, jakby cały świat runął mi na głowę…
- Nie miałem z nią co zrobić, stała przy drzwiach i też chciała przyjść.
Szerzej otworzyłam drzwi i to właśnie jego koleżanka pierwsza wskoczyła na przedpokój. A właściwie to na mnie.
- Co do cho… - Wymsknęło mi się, kiedy wielka bestia rzuciła się na mnie przewracajac mnie niemalże na podłogę. - Pies!
 Siatkarz wszedł, już uśmiechnięty od ucha do ucha, i zamknął za sobą drzwi.
- No a kogoś ty się spodziewała, co? - Zaśmiał się. Kucnął przy nas i pogłaskał dużego labradora po głowie. - Jest zawsze cholernie zazdrosna i wszędzie się ciśnie. Ale cóż, taka jest Daisy.
- Cóż, więc, no, eee.. - zająknęłam się. - Miło mi poznać, Daisy - dla zabawy złapałam jej łapę, udając “uściśnięcie dłoni”.  Potem uniosłam głowę w kierunku Lotmana.- Nie wiedziałam, że masz psa.
  Może nie wypatruje zwierząt na każdym kroku, ale chyba zobaczyłabym go spacerującego z dużym labradorem. Albo chociaż usłyszałabym jakieś szczekanie, przecież mieszkamy obok siebie.
Siatkarz wstał, więc uczyniłam to samo. Suczka stała między nami i wpatrywała się we mnie machając ogonem.
- Widzisz, grzeczna jest. Chociaż wciąż nie może pogodzić się, że wychodzę gdzieś bez niej.
- Ale pomyślałeś, co z wyjazdami na mecze? Co wtedy? - Dopytywałam się. Jednocześnie skierowałam się do kuchni, ponieważ woda się gotowała i czajnik wygwizdując dawał o tym znać.  Moi goście powędrowali za mną.
- Pewnie, że się tym martwiłem. - Paul usiadł przy stole. - Ale problem sam się rozwiązał. Ten miły starszy pan spod czwórki gdy nas zobaczył, od razu zaproponował, że w razie wyjazdów z chęcią się nią zaopiekuje.
- Hm.. - namyśliłam się, jednocześnie zalewając dwie kawy gorącą wodą. Wzięłam dwa kubki i wyszliśmy do salonu, rozsiadając się na kanapie. - Bardzo miły człowiek. Często wpada i przynosi mi jakieś ciastka czy inne słodycze. Choć na emeryturze jest , wszędzie go pełno.
- TO się dobrze złożyło, Daisy jest towarzyska to pewnie z chęcią z nim posiedzi jutro, jak pojedziemy do Bełchatowa na mecz. 
  Jeśli chodzi o suczkę, była naprawdę bardzo grzeczna. Położyła się tuż przy nogach siatkarza, pysk opierając na łapkach. I tylko wędrowała oczami to na mnie, to na swojego właściciela, bacznie nas obserwując i chyba próbując nas zrozumieć.
- No tak, mecz. - Westchnęłam głęboko. Wyciągnęłam nogi do przodu i siedziałam na wpół leżąco na sofie. - Być w autokarze tyle czasu z tymi idiotami. - Burknęłam trochę zniesmaczona.
- Coś ty, będzie fajnie. W drodze relaks, a na meczu damy z siebie wszystko.
- Myślisz, że wyjdziesz w pierwszej szóstce?
 Przez chwilę nic nie odpowiadał.
- Pewnie nie. Jestem zbyt świeży w składzie, raczej Buszka wstawi Kowal na przyjęciu, nie mnie. No i Achrem, ale to raczej logiczne.  Jeszcze jest Penchev...
- A głupoty gadasz. Daj z siebie dzisiaj wszystko na treningu, a cię wstawi. Wiesz, po coś był ten transfer, prawda? - Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
Widać było, że chciał grać. Siatkówkę miał w sobie, miał w sercu, i nie wiem czy chciałby obserwować mecz z ławki rezerwowych. Widziałam na treningach, że mimo krótkiego czasu tutaj, już utożsamia się z Asseco Resovią. I wiem, że będzie z nią całym sercem.
No, może i tak. Zobaczymy.
 Przyglądałam się, jak ostrożnie bierze do rąk kubek swoimi dużymi dłońmi, a po chwili upija łyk kawy. Takie proste czynności, a ja nie potrafiłam spuścić z niego wzroku. Aż mnie na tym przyłapał; jego roześmiane czekoladowe oczy spojrzały na mnie, a ja natychmiastowo speszona spuściłam wzrok na podłogę.
 Chciałam naprawić moją wtopę i się odezwać, ale wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. No, pięknie.
- Spodziewasz się kogoś? - Zdziwił się, ale nie bardziej niż ja.
- No właśnie nie, ale może to listonosz.
  Zerwałam się na równe nogi i poszłam otworzyć. Chciałam jak najszybciej zbyć osobę, która się dobija do drzwi. Wierna Daisy oczywiście dotrzymywała mi kroku.
Otworzyłam drzwi i normalnie mną wstrząsnęło.
- Rafał? - Co jak co, ale Buszka się kompletnie nie spodziewałam. Fakt,  wpadał do mnie czasem na kawę czy też po prostu pogadać, jak miał jakieś problemy sercowe. Ale czego mógł chcieć teraz?
- No cześć. - Wszedł, gdy wciąż zdezorientowana wpuściłam do do środka. - Wyszedłem wcześniej na trening i pomyślałem, że wpadnę do ciebie na kawcię. Przyniosłem dobre ciacho z tej mega piekarni.
Ładnie zapakowany wypiek wzięłam od niego, kiedy on ściągnął buty. Wtedy pojawił się jeszcze amerykański gość i kompletnie nie wiedziałam, jak się zachować.
- Lotman? - Rzucił zdziwiony nowo-przybyły, po czym dodał po angielsku - co ty tu robisz?
Nim jednak zdążył się odezwać, sama powiedziałam - Mieszka dosłownie obok, też przyszedł  na kawę.
 Chociaż to wydawało się być normalne, czułam się niesamowicie zmieszana w obecności tej dwójki. Lotman musiał sobie pomyśleć, że tylko się wprosił i kręcę z Buszkiem, no a Rafał… nie wiem, co mógł sobie pomyśleć, ale sprawiał wrażenie dziwnie spiętego.
- Wejdźcie do salonu, pokroję ciasto i zrobię jeszcze jedną kawę. - Poprosiłam i czym prędzej zniknęłam w kuchni.
 Nie spieszyłam się. Nasłuchiwałam natomiast jak się zachowują wobec siebie siatkarze, przez co prawie ucięłam sobie palca. Ale musiałam się zorientować, jak jest między nimi. Wiecie, może i są kolegami z drużyny, ale prywatnie ich stosunków nie znałam.
Zaczęli rozmawiać, a mi ulżyło. Oczywiście, tematem był jutrzejszy mecz ze Skrą. Doszłam do nich i nawet nie przerwali rozmowy, tylko rozprawiali dalej. Ale dobrze, wolałam siedzieć cicho i widzieć, że nie zjadają się nawzajem.
 *  *  *

- Uśmiech proszę! - Nakazała nasza pani fotograf. - Wszyscy tacy ponurzy są...
Wszyscy rzeszowscy siatkarze jak na zawołanie rozpromienieli tudzież robili głupkowate miny (np Ignaczak i Penchev ale czemu mnie to nie dziwiło?), natomiast mnie natychmiastowo zemdliło.
 Robiła nam właśnie grupowe zdjęcie - siatkarzy i całego sztabu, więc nie mogłam tego uniknąć. To znaczy chciałam, rzecz jasna, ale Alek nie pozostawił mi wyboru. Chociaż wtedy najchętniej bym stamtąd zniknęła. Czemu?
Otóż, wszystko zaczęło się jakieś siedem minut po rozpoczęciu treningu.
Naciągałam właśnie Konarskiego, kiedy przyszła. Z początku myślałam, że pomyliła miejsca - zamiast na wybieg przyszła na halę sportową. Wiecie, koturny na pewno tu nie pasowały. Potem jednak zobaczyłam ten cholerny aparat Sony. Choć nieprawdopodobne, to niestety ona miała nas fotografować. 
 Wiecie, nie miałam nic przeciwko dziewczynom. Ale gdy przychodzi taka dziunia , wystrojona jak nie wiem, wyższa ode mnie, szczupła, i rozprasza moich zawodników, to aż krew we mnie wrze.
Wszyscy się w nią wpatrywali, gdy kroczyła przez salę. Wszyscy.
- To jest Paulina, będzie nam robiła dzisiaj zdjęcia. - Przedstawił ją trener.
- Tak, dokładnie. Ale nie będę wam przeszkadzała, róbcie co macie robić i udawajcie, że mnie nie ma. - Uśmiechnęła się promiennie.
  Tak, pewnie! Wszystkie ślepia są na nią skierowane i co, mają nagle przestać się w nią wgapiać jak w ósmy cud świata? Dobre sobie. To są faceci. Bezmózgie kreatury, które nie myślą mózgiem tylko fiutkiem.
  Usunęłam się z parkietu, kiedy zaczęła robić zdjęcia. W dupie ich miałam, bo z tego rozciągania i tak nic nie wychodziło. Wiecie, zaczęli między sobą szeptać, który ją wyrwie. Nie skupiali się na mięśniach tylko popisywali się. Co za głąby!
  Postanowiłam wykonać swoją robotę papierkową, wciąż będąc na sali ale na uboczu. Nie daj boże jeszcze by mnie tym swoi aparatem złapała. Nie byłam ani ładna, ani fotogeniczna. Ani chętna.
- Dzieciarnia. - Fuknęłam poirytowana. Mimo złości nie mogłam się powstrzymać, aby nie zerkać na nich od czasu do czasu.
 Paulinka właśnie chodziła koło siatki i robiła im zdjęcia, gdy odbijali w parach. Z początku wydawało mi się, że to na Konarskiego się uwzięła. Ale gdy zaczęła fotografować Lotmana, coś we mnie zawrzało. Znowu.
  Pokręciłam głową i wzięłam głęboki wdech i wydech. To jej praca, mówiłam sobie. Taka, jak moja. Ona też mogłaby pomyśleć, że próbuję kogoś wyrwać, gdybym to dłużej jego rozciągała, czy dłużej z którymś z nich ćwiczyła.
Nie, dobra. Zmieniam zdanie. Autentycznie do niego zarywała.
Zrobiła mu serię zdjęć, przypatrywała się chwile jakiemuś ujęciu na wyświetlaczu aparatu, po czym podeszła do niego i mu pokazywała, szczerząc się do niego i zagadując. Tak, czy aby przypadkiem nie miało być tak, że jej tu nie ma i nikomu nie przeszkadza? Dobre sobie!
Nie chciałam na to patrzeć. Zebrałam wszystkie papiery do teczki i powiedziałam panu Jackowi, że idę do gabinetu bo tu nie wygodnie jest to wypełniać.
- W razie potrzeby cię zawołam, Olu. - Uśmiechnął się i wrócił do swojej pracy. 
  Ulżyło mi, gdy opuściłam halę i zamknęłam się we “własnych” czterech ścianach, z dala od tego cyrku.
   To była błoga godzina, nawet nie wiedziałam, kiedy upłynął ten czas. Wypełniałam akta słuchając muzyki przez słuchawki, dzięki czemu odcięłam się od wszystkiego, co się wtedy działo na sali. Dopiero gdy ktoś wyrwał mi z uszu słuchawki , musiałam powrócić do tej szalonej rzeczywistości.
- Kurde, Achrem, czego chcesz? - Poirytowałam się. Nie lubiłam, gdy ktokolwiek mi przeszkadzał.
- Chodź do zdjęcia. - Złapał mnie za nadgarstek i gwałtownie pociągnął tak, że wstałam z krzesła.
- Ale ja nie chcę , daj mi spokój.
- Kobieto, robimy zdjęcie grupowe. Zawodnicy ze sztabem. Na stronę internetową. Więc nie masz wyboru. 
Namyśliłam się chwilę. Kompletnie nie miałam na to ochoty, ale...
- Mniemam, że jak nie pójdę dobrowolnie - mówiłam - to weźmiesz mnie tam siłą?
Przytaknął z uśmiechem, a ja westchnęłam.
 Obydwoje wyszliśmy z gabinetu i skierowaliśmy się na salę. Zawodnicy już byli mniej więcej w jednym miejscu, na tle siatki, natomiast Paulina ustawiała statyw i światła. Resoviacy, ubrani w wyjściowe, meczowe stroje, stanęli na miejscach gdy tylko do nich doszliśmy. Sama poszłam z drugiego końca, byleby nie pakować się w środek. Stanęłam trochę z tyłu, za siedzącymi na ławce siatkarzami,  modląc się, by przysłonił mnie któryś z tych olbrzymów.
- Do przodu, mała. - Nawet nie wiem kiedy, Lotman pojawił się obok mnie. Byłam przekonana, że widziałam go z drugiej strony tej dużej grupy. Lekko popchnął mnie do przodu, a sam ustawił się obok mnie. I - uwaga - przytulił mnie lekko do siebie.
 Byłam w niemałym szoku, więc moja mina na zdjęciu na pewno będzie bezcenna.
 Paulina zrobiła tylko jedno, potem zaczęła przestawiać zawodników. Nie, to mocne słowo. Przestawiła dwóch, ale byłam pewna, że chodziło jej tylko o jednego. O Paula Lotmana.
- Wiecie, musicie się ściaśnić trochę. "Szesnastka" przejdzie jeszcze na ławeczkę, najlepiej na sam środek, a "dwójka" stanie bardziej z tyłu.
I tyle było z tej cudownej chwili. Lotman westchnął, ale posłusznie przeszedł na wskazane miejsce.
- Uśmiech proszę! - Nakazała “nasza” pani fotograf. - Wszyscy tacy ponurzy są..
O tym właśnie mówiłam. Choć wszyscy wydawali się być szczęśliwi, mnie tak siekło, że moja mina z pewnością wyrażała jedynie rozgoryczenie. A Paulina? Cóż, była chyba naprawdę z siebie zadowolona.
- Dobra, mamy to. - Powiedziała blondynka.
- No to ludzie - odezwał się tym razem trener - wyspać się na jutro i zbiórka przed halą o dziewiątej! Możecie iść.
 Wszyscy się rozeszli, ja też. Chociaż bałam się, że zginę w grupie tych gigantów, chciałam jak najszybciej opuścić tamto miejsce. Jednak wtedy ktoś złapał mnie za nadgarstek i wyciągnął z idącego ku wyjściu tłumu.
- Poczekaj. - To był Paul. Czego mógł ode mnie jeszcze chcieć? - Wiesz, to zdjęcie..
Poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Zupełnie jak zakochana nastolatka.
- Paul Lotman, - nagle podeszła do nas Paulina, a całe napięcie związane z tym, że wciąż trzymał mnie za nadgarstek, ulotniło się, bo wyrwałam się z uścisku jak przyłapana na gorącym uczynku - tak prywatnie, mogę zdjęcie?
 Wyglądał początkowo na zmieszanego, jednak oczywiście zgodził się. A blondynka cisnęła we mnie aparatem.
- Wiesz, naciśnij ten duży przycisk.- Rzuciła sarkastycznie.
Nie no, serio? Jeszcze wiem, jak się robi zdjęcia…
Wtuliła się w jego tors i nacisnęłam guzik. Może nie należało do najlepszych zdjęć w moim wykonaniu, ale who cares? DLa niej miałam się starać?
- Dzięki. - Powiedziała, w sumie nie do mnie, tylko do siatkarza. Na mnie nawet nie spojrzała biorąc ode mnie sprzęt.
- Wiesz, tak przy okazji, - zwrócił się teraz do niej Lotman - zrobisz nam zdjęcie?
 Nawet nie wiem, kiedy przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie. What the fuck?
 Blondynka najpierw uniosła wysoko brwi, potem jednak zgodziła się i zrobiła zdjęcie, trochę tak od niechcenia.
- Zgraj mi na płytkę zdjęcia, na których jestem i podrzuć mi, jak będziesz tu następnym razem. - Poprosił, po czym szybko dodał - To ostatnie zdjęcie też. - podkreślił tak, jakby to na tym mu najbardziej zależało.
 To był chyba najdziwniejszy dzień mojego życia. 

Dobra, po przeżyciu kolejnego dnia myślę, że jednak się myliłam.



~*  *  *~
Czwóreczka! Jesteście obecni? Komu się podoba, niech zostawi po sobie śladzik! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz