Już od początku wiedziałam, że ten dzień będzie jednym z najbardziej utykających w pamięci.
Koniec września. Biegłam co sił w nogach nakrywając głowę gazetą, jednak to zdawało się w sumie na nic. Hektolitry deszczu szybko zmoczyły nie dość, że całe ubranie, to jeszcze moje włosy. Wiecie, czego większość kobiet nie lubi najbardziej? Wilgoci. A kiedy jest wilgoć? Kiedy pada deszcz, owszem! Włosy puszą się oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie. Akurat dzisiaj muszę wyglądać źle. Akurat dzisiaj musiałam mieć pecha - w drodze na rozmowę o staż.
Nie poczekanie na zielone światło na przejściu dla pieszych było moim błędem. Fakt, że kierowca się w ostatnim momencie zatrzymał, był jakby cudem zesłanym z nieba. Może jednak mam jakiegoś anioła stróża, który nade mną czuwa, i może dotrę na Podpromie w jednym kawałku, kto wie? Chociaż, znając moje szczęście (a właściwie jego katastrofalny brak we wszystkich dziedzinach mojego życia) - wszystko może się zdarzyć.
Koniec września. Biegłam co sił w nogach nakrywając głowę gazetą, jednak to zdawało się w sumie na nic. Hektolitry deszczu szybko zmoczyły nie dość, że całe ubranie, to jeszcze moje włosy. Wiecie, czego większość kobiet nie lubi najbardziej? Wilgoci. A kiedy jest wilgoć? Kiedy pada deszcz, owszem! Włosy puszą się oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie. Akurat dzisiaj muszę wyglądać źle. Akurat dzisiaj musiałam mieć pecha - w drodze na rozmowę o staż.
Nie poczekanie na zielone światło na przejściu dla pieszych było moim błędem. Fakt, że kierowca się w ostatnim momencie zatrzymał, był jakby cudem zesłanym z nieba. Może jednak mam jakiegoś anioła stróża, który nade mną czuwa, i może dotrę na Podpromie w jednym kawałku, kto wie? Chociaż, znając moje szczęście (a właściwie jego katastrofalny brak we wszystkich dziedzinach mojego życia) - wszystko może się zdarzyć.
W końcu dotarłam. Całkowicie mokrą gazetę rzuciłam do kosza przy
wejściu, sama przeglądając się w szybie obok drzwi wejściowych.
Wyglądałam upiornie. Włosy, rzecz jasna, pokręciły się i dziwnie
napuszyły, chociaż nie było takiej katastrofy jak zazwyczaj. Makijaż, w
miarę ok, musiałam jedynie trochę nos przypudrować, ale mogłam to zrobić za chwilę w cywilizowanych warunkach, w łazience. Ubranie? Nie najgorsze. Płaszczyk jedynie przemoczony, poza tym czarna spódniczka przed kolano wydawała się być w całkiem dobrym stanie. Gorzej z butami. Zamszowym botkom na koturnie na pewno nie sprzyjały deszcze.
Byłam szalona? Głupia? Nie. Naprawdę, jak wychodziłam z mieszkania to świeciło słońce!
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Naprawdę dotarłam w jednym kawałku, niesamowite! I nawet...
- O cholera jasna kurwa mać! - Wyrwało mi się, kiedy zajrzałam do torebki. Nie było jej. Nie było tej cholernej, zasranej teczki! Jakim cudem, przecież...!
- O cholera jasna kurwa mać! - Wyrwało mi się, kiedy zajrzałam do torebki. Nie było jej. Nie było tej cholernej, zasranej teczki! Jakim cudem, przecież...!
I wtedy sobie wszystko przypomniałam. No tak. Byłam spóźniona, nie
schowałam teczki do torebki tylko jak głupia wybiegłam z nią w rękach z mieszkania. I wpadłam na jakiegoś sąsiada nawet nie oglądając się za siebie. Wypadła. Cholera, wypadła.
Zmarszczyłam nos próbując powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Czy ja zawsze muszę mieć pecha, no ludzie! Czy to się nigdy nie skończy?... - Burknęłam pod nosem i opadłam na kamienne schodki przed wejściem na halę.
Dzisiaj miałam złożyć papiery dotyczące stażu. Ostateczny termin. I jak widać, nawaliłam na całej linii. Choć prezes mnie zna, bo już tu praktyki miałam, bez papierów mnie nie może przyjąć. Nawet pomimo tego, że to mój wujek.
- Czy ja zawsze muszę mieć pecha, no ludzie! Czy to się nigdy nie skończy?... - Burknęłam pod nosem i opadłam na kamienne schodki przed wejściem na halę.
Dzisiaj miałam złożyć papiery dotyczące stażu. Ostateczny termin. I jak widać, nawaliłam na całej linii. Choć prezes mnie zna, bo już tu praktyki miałam, bez papierów mnie nie może przyjąć. Nawet pomimo tego, że to mój wujek.
CU-DOW-NIE.
Siedziałam przygarbiona, z podkulonymi nogami. Miałam ochotę głośno beczeć jak dziecko.
- Sorry. - Usłyszałam nagle nad głową.
Nie wiem, kto to był, ale w związku z przeżywaniem wewnętrznego bólu nie miałam zamiaru się ruszyć ani o milimetr. Miał sporo miejsca, żeby przejść.
- Hello? - Ktoś ponowił, znowu po angielsku.
Kurwa, jesteśmy w Polsce, komu się zachciało udawać Amerykanina?
Siedziałam przygarbiona, z podkulonymi nogami. Miałam ochotę głośno beczeć jak dziecko.
- Sorry. - Usłyszałam nagle nad głową.
Nie wiem, kto to był, ale w związku z przeżywaniem wewnętrznego bólu nie miałam zamiaru się ruszyć ani o milimetr. Miał sporo miejsca, żeby przejść.
- Hello? - Ktoś ponowił, znowu po angielsku.
Kurwa, jesteśmy w Polsce, komu się zachciało udawać Amerykanina?
Niechętnie spojrzałam w górę. Dosłownie - w górę. Dwumetrowy, jak
mniemam - siatkarz, zmarszczył brwi patrząc na mnie. NA MNIE.
Pierwsza myśl? Rozmazałam się. Druga myśl? Wyglądam jak dziecko, które coś złamało. A trzecia… nie było trzeciej. Bo wtedy on wyciągnął w moją stronę coś, co bardzo dobrze znałam.
- To jest twoje - wciąż mówił po angielsku, ale nie miałam problemu, żeby go zrozumieć - wypadło ci na klatce schodowej.
Byłam tak oszołomiona, że nie potrafiłam z siebie słowa wydusić. I z pewnością wyglądałam jak idiotka.
- Tak, dzięki, ale...
- Biegłaś jak szalona, nie mogłem cię dogonić. Ale dobrze się złozyło, że również na Podpromie. - Uśmiechnął się.
Naprawdę, skądś go znałam. Naprawdę. Choć może niekoniecznie siatkówką się super-hiper interesowałam (tak, praktyka tutaj, o której inni mogą pomarzyć, to dzieło mojego wujka-prezesa, pozdrawiam), śmignął mi raz czy dwa przed oczami na ekranie czy gdzie.. w każdym bądź razie w tamtym roku w barwach Resovii go nie widziałam.
Może dla niego to dobrze, chociaż na niego będę miała świeże spojrzenie. O tyle o ile go tamte patałachy nie zgorszą.
Pierwsza myśl? Rozmazałam się. Druga myśl? Wyglądam jak dziecko, które coś złamało. A trzecia… nie było trzeciej. Bo wtedy on wyciągnął w moją stronę coś, co bardzo dobrze znałam.
- To jest twoje - wciąż mówił po angielsku, ale nie miałam problemu, żeby go zrozumieć - wypadło ci na klatce schodowej.
Byłam tak oszołomiona, że nie potrafiłam z siebie słowa wydusić. I z pewnością wyglądałam jak idiotka.
- Tak, dzięki, ale...
- Biegłaś jak szalona, nie mogłem cię dogonić. Ale dobrze się złozyło, że również na Podpromie. - Uśmiechnął się.
Naprawdę, skądś go znałam. Naprawdę. Choć może niekoniecznie siatkówką się super-hiper interesowałam (tak, praktyka tutaj, o której inni mogą pomarzyć, to dzieło mojego wujka-prezesa, pozdrawiam), śmignął mi raz czy dwa przed oczami na ekranie czy gdzie.. w każdym bądź razie w tamtym roku w barwach Resovii go nie widziałam.
Może dla niego to dobrze, chociaż na niego będę miała świeże spojrzenie. O tyle o ile go tamte patałachy nie zgorszą.
Wstałam, poprawiłam ubranie i włosy przyklepałam. Dopiero wtedy wzięłam teczkę z dokumentami. Obydwoje weszliśmy do budynku , jednak tam nasze drogi miały się rozejść.
- Dziękuję. Może nie wiesz, ale uratowałeś m tym życie.
- Cóż, mogę pobawić się w twojego anioła stróża, ale następnym razem nie kuś losu i nie wbiegaj na pasy na czerwonym. - Puścił mi oczko.
Czułam, że się rumienię. No, pięknie Ola, pięknie.
Doprowadziłam się do porządku i chrząknęłam.
- Jeszcze raz dziękuję. A teraz przepraszam, ale się spieszę. - Pomachałam mu teczką. Chyba zrozumiał, że chodzi o robotę.
- Do zobaczenia. - Uśmiechnął się raz jeszcze ukazując rząd idealnie równych, białych zębów i poszedł w przeciwną stronę.
- Dziękuję. Może nie wiesz, ale uratowałeś m tym życie.
- Cóż, mogę pobawić się w twojego anioła stróża, ale następnym razem nie kuś losu i nie wbiegaj na pasy na czerwonym. - Puścił mi oczko.
Czułam, że się rumienię. No, pięknie Ola, pięknie.
Doprowadziłam się do porządku i chrząknęłam.
- Jeszcze raz dziękuję. A teraz przepraszam, ale się spieszę. - Pomachałam mu teczką. Chyba zrozumiał, że chodzi o robotę.
- Do zobaczenia. - Uśmiechnął się raz jeszcze ukazując rząd idealnie równych, białych zębów i poszedł w przeciwną stronę.
Zaczęłam pracę już następnego dnia, razem z pierwszym treningiem rzeszowskich siatkarzy.
Gdy tylko wkroczyłam na halę, ubrana w cudowny granatowy dres z logiem Asseco Resovii Rzeszów na piersiach, siatkarze nie omieszkali się ze mną nie przywitać.
- Oleńka, moja ukochana masażystka! Wróciłaś! - Pierwszy doskoczył oczywiście Igła, ściskając mnie jakbym była jakąś durną przytulanką.
- Kurde, Igła. Dusisz mnie. - Wysyczałam starając się złapać oddech.
Myślicie, że coś sobie z tego zrobił? Otóż nie!
- Ignaczak! - To trener Kowal przywołał go do porządku. - Na powitania przyjdzie czas później! A teraz dziesięć karnych kółeczek!
- No cudownie. - Burknął. - Nawet psiap nie można przywitać.
Ze skrzywioną miną, ale ruszył przed siebie. Dlatego pozostali
zawodnicy jedynie mi kiwnęli ręką na przywitanie, bojąc się najwyraźniej złowrogiego trenera. Ale dobrze, jakaś dyscyplina musi być. I byłam pod wrażeniem, że Kowal umie zapanować nad tą bandą niewymiarowych bestii.
- Ola, podejdź. - Zawołał mnie tym razem fizjoterapeuta, pan Jacek. Świetny człowiek, tak na marginesie. Tyle, co on nauczył mnie w ciągu poprzednich praktyk, to nie nauczyłam się w przeciągu całych studiów na kierunku fizjoterapii.
- Dzień dobry, miło pana znowu widzieć. - Podałam mu rękę.
- A ja się cieszę znowu na współpracę. Wiesz, jak to z tymi dzieciakami jest. Rozwydrzone, skacze wszędzie gdzie się da, wszędzie tego pełno, gada tyle, że silne, a potem kontuzje są i beczą.
- No właśnie, panie Jacku, co te dzieci by bez nas zrobiły!
- Ola, podejdź. - Zawołał mnie tym razem fizjoterapeuta, pan Jacek. Świetny człowiek, tak na marginesie. Tyle, co on nauczył mnie w ciągu poprzednich praktyk, to nie nauczyłam się w przeciągu całych studiów na kierunku fizjoterapii.
- Dzień dobry, miło pana znowu widzieć. - Podałam mu rękę.
- A ja się cieszę znowu na współpracę. Wiesz, jak to z tymi dzieciakami jest. Rozwydrzone, skacze wszędzie gdzie się da, wszędzie tego pełno, gada tyle, że silne, a potem kontuzje są i beczą.
- No właśnie, panie Jacku, co te dzieci by bez nas zrobiły!
Fizjoterapeuta zaśmiał się. Potem jednak przeszedł do rzeczy i podał mi stos akt.
- Zapoznaj się z tymi papierkami. Część już znasz, ale mamy kilku nowych zawodników, więc dobrze byłoby gdybyś poznała ich historie kontuzji i tak dalej. A potem pomożesz mi w reszcie.
- Zapoznaj się z tymi papierkami. Część już znasz, ale mamy kilku nowych zawodników, więc dobrze byłoby gdybyś poznała ich historie kontuzji i tak dalej. A potem pomożesz mi w reszcie.
Skinęłam głową, wzięłam akta i usiadłam w trzecim rzędzie na trybunach. Nauczona doświadczeniem nie zasiadałam już z papierami przy stoliku na boisku. Piłka nie raz poszybowała w moją stronę uderzając mnie mocno w głowę, w rękę, w bark.. we wszystko. Także, nie wychylam się zanadto.
Dobra, zaczęłam lecieć z robotą. Pierwszy rzecz jasna kapitan się
nawinął, Olieg Achrem. Przejrzałam szybko pliczek jego akt, jednak nie
doszukałam się żadnych nowości. Doskonale pamiętałam, że miał problemy z mięśniem naramiennym lewej kończyny górnej i z tego co widzę, nic nowego się nie działo. Potem Ignaczak , tez żadnych sensacji. Pozostali, których znałam, również, jedynie Nowakowskiemu doszło jakieś zwichniecie kostki podczas rozgrywek na szczeblu światowym. No tak, kadrowanie zobowiązuje, jak i niesie ze sobą jakieś kontuzje. A powiadają, że sport to zdrowie…
Koniec końców doszłam do dwóch, nowych, jeszcze nie pogiętych akt. Zerknęłam na zdjęcie, a potem odszukałam zawodnika na hali. Właśnie wykonywał atak ze środka. Świetny wyskok, ale co się dziwić po 201 centymetrach wzrostu! Tenże Dawid Dryja wydawał się być zdrów jak koń i poza jakimiś wybiciami palców nie dolegało mu nic.
O dziwo, bo z reguły jest co studiować nad aktami. Wiecie, zakichany los sportowców.
Ostatnie akta i tegoroczny nowy transfer, o którym świergotali w telewizji. Po uśmiechu na zdjęciu przypiętym w rogu akt od razu go poznałam. Paul Lotman. Reprezentant USA. Okrągłe dwa metry wzrostu i trzy metry czterdzieści pięć w zasięgu. Dziewięćdziesiąt dziewięć kilo chodzącego po tym świecie cudownego boga i mojego wybawiciela. Potrząsnęłam głową sprowadzając się do porządku. Czy ja naprawdę o tym pomyślałam?!
- Ola. - Słysząc cudzy głos szybko przysłoniłam jego akta pozostałymi, udając, że wcale nie przyglądałam się jego zdjęciu.
O wilku mowa. Cholera! Olieg Achrem właśnie szedł w moją stronę w towarzystwie dwóch wcześniej wspomnianych przeze mnie zawodników.
- Dziecko moje drogie kochane, w czym mogę wam pomóc? - Akta położyłam ostrożnie na siedzeniu obok i wstałam.
Byli jakby przed krzesłami w rzędzie niżej, ale i tak koniec końców byłam trochę od nich niższa. Cóż, praca z cholernymi siatkarzami...
Achrem chyba odpuścił odpowiadanie na mój sarkazm. Chrząknął i przeszedł do rzeczy.
- Jako kapitan mam obowiązek zapoznać cię z naszymi nowym nabytkami. - Zwrócił się do nowych kolegów. - Poznajcie Olę, naszą stażystkę na stanowisku fizjoterapeuty. - Po czym wskazał na dwójkę siatkarzy - a to są...
- Dawid - powiedziałam do odpowiedniej osoby i uścisnęłam mu dłoń - i Paul. - CHoć trochę nieśmiało, ale jemu też dłoń uścisnęłam. Widząc ich niezrozumienie, dodałam - przed chwilą przeglądałam wasze akta.
O dziwo, bo z reguły jest co studiować nad aktami. Wiecie, zakichany los sportowców.
Ostatnie akta i tegoroczny nowy transfer, o którym świergotali w telewizji. Po uśmiechu na zdjęciu przypiętym w rogu akt od razu go poznałam. Paul Lotman. Reprezentant USA. Okrągłe dwa metry wzrostu i trzy metry czterdzieści pięć w zasięgu. Dziewięćdziesiąt dziewięć kilo chodzącego po tym świecie cudownego boga i mojego wybawiciela. Potrząsnęłam głową sprowadzając się do porządku. Czy ja naprawdę o tym pomyślałam?!
- Ola. - Słysząc cudzy głos szybko przysłoniłam jego akta pozostałymi, udając, że wcale nie przyglądałam się jego zdjęciu.
O wilku mowa. Cholera! Olieg Achrem właśnie szedł w moją stronę w towarzystwie dwóch wcześniej wspomnianych przeze mnie zawodników.
- Dziecko moje drogie kochane, w czym mogę wam pomóc? - Akta położyłam ostrożnie na siedzeniu obok i wstałam.
Byli jakby przed krzesłami w rzędzie niżej, ale i tak koniec końców byłam trochę od nich niższa. Cóż, praca z cholernymi siatkarzami...
Achrem chyba odpuścił odpowiadanie na mój sarkazm. Chrząknął i przeszedł do rzeczy.
- Jako kapitan mam obowiązek zapoznać cię z naszymi nowym nabytkami. - Zwrócił się do nowych kolegów. - Poznajcie Olę, naszą stażystkę na stanowisku fizjoterapeuty. - Po czym wskazał na dwójkę siatkarzy - a to są...
- Dawid - powiedziałam do odpowiedniej osoby i uścisnęłam mu dłoń - i Paul. - CHoć trochę nieśmiało, ale jemu też dłoń uścisnęłam. Widząc ich niezrozumienie, dodałam - przed chwilą przeglądałam wasze akta.
Dawid się uśmiechnął, natomiast Paul wyglądał jakby średnio na jeża
zrozumiał, co mówię. A może tylko takie wrażenie sprawiał. Nie
potrafiłam się na niego spojrzeć, by dostrzec czy rozumie cokolwiek po
polsku, czy na transfer się zupełnie nie przygotował.
- Tak w ogóle, - zagadnął Dawid - czemu nie siedzisz z resztą sztabu na dole, przy stoliku?
Ha, mistrzowskie pytanie!
- Tak w ogóle, - zagadnął Dawid - czemu nie siedzisz z resztą sztabu na dole, przy stoliku?
Ha, mistrzowskie pytanie!
- Doświadczenie mnie nauczyło, że to jest bezpieczna odległość od waszych poczynań. - Powiedziałam całkiem poważnie. Olieg oczywiście wybuchnął śmiechem, chyba doskonale pamiętając, jak w ubiegłym roku trzepnęła mnie tak piłka, że aż fiknęłam do tyłu. Z biegiem czasu to jest śmieszne, nawet dla mnie!
- Ach, więc to tak.
- No, powiedzmy że - tu odważyłam się zerknąć na reakcję Lotmana - "nie kuszę losu".
I gdy się uśmiechnął, zrozumiałam, że nie taki Amerykanin głupi i co nieco polskiego skubnął.
- Ach, więc to tak.
- No, powiedzmy że - tu odważyłam się zerknąć na reakcję Lotmana - "nie kuszę losu".
I gdy się uśmiechnął, zrozumiałam, że nie taki Amerykanin głupi i co nieco polskiego skubnął.
~* * *~
I mamy pierwszy rozdział. Prolog nie był zbyt bogaty, ale od czegoś trzeba zacząć.
Codziennie możecie spodziewać się nowego rozdziału, ponieważ na razie mam gotowca :)
I mamy pierwszy rozdział. Prolog nie był zbyt bogaty, ale od czegoś trzeba zacząć.
Codziennie możecie spodziewać się nowego rozdziału, ponieważ na razie mam gotowca :)
Hej. Po raz pierwszy czytam Twoje opowiadanie czego juz żałuję.
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie.
Opowiadanie zapowiada sie genialnie wiec zostaje.
pozdrawiam