Cztery dni do kolejnego meczu minęły bardzo szybko.
Aura nie była sprzyjająca. Nie dość, że sama pogoda potrafiła dobijać człowieka i wprowadzić go w istną depresję, to jeszcze nawet "pogoda" ducha na sali nie była sprzyjająca jakiemukolwiek zwycięstwu. Po ostatniej katastrofie na własnej hali nikt nie wierzył w siebie, nikt nie był przekonany o zwycięstwie z BBTS`em. I ani ja, ani nikt ze sztabu nie potrafiliśmy podnieść chłopaków na duchu.
Uwierzcie, nawet przestał cieszyć ich fakt, że dopiekli Paulinie i ta wyniosła się z miasta.
- No dawać, co jest z wami! Jutro wyjeżdżamy do Bielska, a wy wyglądacie tak jakbyście pierwszy raz piłkę w rękach mieli! - Trener Kowal chyba sam przechodził załamanie nerwowe, widząc swoich podopiecznych.
Martwiło mnie to, ponieważ spadliśmy na trzecie miejsce w tabeli, a przecież chodziło o zdobycie Mistrzostwa Polski. I ci chłopcy, którzy teraz niechętnie się rozciągali, nigdy nie pozwalali o tym zapomnieć.
Musiałam coś wymyślić. Cokolwiek. Żeby pojawiła się w nich znowu ta iskra. Żeby przypomnieli sobie, po co to robią. Ale cóż mogła taka mała osoba jaką byłam ja?
Właśnie, ja nic nie mogłam. Ale wiem, kto mógłby ich obudzić i sprawić, by znowu walczyli o to, co się teraz liczy. O puchar.
Wystukałam do odpowiedniej osoby krótką wiadomość S.O.S i gdy popołudniu zadzwoniła, przedstawiłam jej plan działania.
Musiało się udać. Inaczej nie widziałam szansy na jutrzejszą wygraną.
- Kurde, daj mi spokój. - Wyburczał Konarski.
- Ogarnijcie się ludzie. - Trzepnęłam siatkarza w głowę.
Próbowałam ich jakkolwiek oprzytomnić, kiedy siedzieliśmy w autokarze i jechaliśmy do Bielsko-Białej. Wciąż nie miałam tego, co miało ich podnieść na duchu, więc musiałam jako tako sama to ogarnąć.
- Przecież to tylko Bielsko. - Podniósł się na swoim siedzeniu Ignaczak i spojrzał na mnie. - Wygramy.
Parsknęłam poirytowana.
- Jesteś tego taki pewny, Igła? Bo ja nie, po tych waszych wyczynach na wczorajszym treningu.
- Właśnie, Ola ma rację. - Potwierdził moje słowa trener Kowal. - Nie wiem kurwa, jak to zrobicie, ale macie pokazać klasę! Resovia zobowiązuje, a wy jak na razie jesteście denni jak nigdy.
- I wcale nie chodzi o wasze umiejętności, bo je posiadacie. - Dopowiedziałam szybko, bo słowa Kowala mogły ich tylko dobić. - Nie wiem co się stało, że macie taki kryzys.
- Przez tą durną porażkę spadliśmy na trzecie miejsce, nie wyciągniemy kurde nigdy na pierwsze. - Powiedział tym razem Penchev.
- Jak to nie! Przecież..
Alek mi przerwał.
- Musielibyśmy wygrać ... - namyślił się chwile - najlepiej jak najwięcej meczy za trzy punkty, cień czasy będzie. I na wyjazdowym z Jastrzębskim musimy wygrać, bo inaczej ich nie przegonimy.
- No i nie dać się Skrzatom, gdy do nas przyjadą. - Dodał Buszek. - Sam się dziwię, że ograliśmy Bełchatów z pierwszego miejsca, a przegraliśmy z Jastrzębskim, który wtedy był na czwartym...
- Kurwa, nie da rady. - Jęknął Dryja.
Westchnęłam głęboko, bo nie miałam już na nich słów. Kowal już chyba też. Wróciłam na swoje miejsce po drodze mijając siedzenie zajęte przez Lotmana. Niepewnie się na niego spojrzałam, ale on jedynie wpatrywał się w krajobraz za oknem , słuchając muzyki przez słuchawki.
Super. Oni naprawde mieli kryzys, który może ich wiele kosztować. A ja nie chciałam patrzeć na ich zawiedzione twarze. Nie chciałam wysłuchiwać ich po sezonie, że mogli dać z siebie wiecej, to by wygrali. Bo są w stanie to zrobić, potrzebują tylko odpowiedniej motywacji!
Martwa, niespokojna i pełna napięcia cisza panowała w hotelu. Na korytarzu. W pokojach. TO było dziwne. Przeszłam się sama wzdłuż korytarza licząc na to, że może znowu jakiś but poszybuje prosto w moją twarz. Miałam nadzieję, że zaraz Penchev wyskoczy goniąc kogoś, ktoś podłoży Ignaczakowi haka. Naprawdę chciałam tego hałasu, który tak bardzo mnie irytował.
Zamiast tego panowała ta cisza. Kompletnie nic się nie działo. Co się z nimi stało? Dlaczego nie jest tak jak wtedy, gdy graliśmy z Bełchatowem?
Ludzie, błagam. Nawet bym się na was nie wściekała... nawet moglibyście mną handlować za najeczki Nikolaya...
Ludzie, błagam. Nawet bym się na was nie wściekała... nawet moglibyście mną handlować za najeczki Nikolaya...
Oparłam się o ścianę obok swojego pokoju. Powoli osunęłam się siadając na podłodze. I tkwiłam w takiej pozycji, z kolanami podkurczonymi pod klatkę piersiową, aż do meczu. Aż do pierwszego seta, który ich już totalnie załamał. Który przegraliśmy.
Megi natomiast wciąż nie było. A w niej była ostatnia nadzieja.
Gdy po pierwszym secie nagle zgasły lampy, wszyscy ewakuowaliśmy się do szatni. Na sali natomiast pracowali ludzie starając się szybko poprawić tą usterkę.
- No ja po prostu nie wierzę. Co z wami jest? - Trener Kowal złapał sie za głowę i nerwowo chodził po szatni w tę i wewtę. - Kurwa, nawet światła jebły widząc tą waszą grę!
- Trenerze, - Alek próbował go trochę uspokoić - ogarniemy.
- Tak, kurwa, przegraliście do piętnastu! Mam uwierzyć, że nagle was oświeci!?
Nie mogłam tak siedzieć i czekać. Sama nie wiem, dlaczego Megi jeszcze do mnie nie zadzwoniła. Powinna już tu być od jakiejś godziny, a po niej ani widu ani słychu. Zaczęłam z nerwów obgryzać paznokcie.
I wtedy rozległ się dzwonek mojego telefonu.
- Halo?... No, już idę, czekaj tam! - Rzuciłam szybko i schowałam telefon do kieszeni. Spojrzałam na zdezorientowanych siatkarzy. - Macie tu siedzieć! - Nakazałam i zwróciłam się do jednego ze statystyków. - Proszę tu przynieść laptop, szybko!
Na szczęście problem z lampami jeszcze się nie rozwiązał, więc miałam trochę czasu.
Wybiegłam z szatni i popędziłam szybko na główny hall budynku. Ruda dziewczyna już tam stała i nerwowo się za mną oglądała, w rękach przekładając płytę CD.
- Chodź! - Złapałam ją za rękę, nim mnie w ogóle dostrzegła.
Pociągnęłam ją w stronę, z której przed chwilą przyszłam, od razu narzucając odpowiednie tempo.
- Ale gdzie, nie puszczą mnie!
I faktycznie, ochroniarz nas nie chciał przepuścić. Pomachałam mu plakietką z moim nazwiskiem i stanowiskiem, logiem Resovii z boku, oraz dodatkowo powiedziałam:
- To sprawa życia i śmierci!
Przepuścił nas, choć mocno wątpiąc w nasz zdrowy rozsądek.
Wpadłyśmy do szatni z wielkim impetem otwierając drzwi. Wiedziałam, że lada moment zacznie się drugi set, ponieważ na hali już niektóre lampy się świeciły.
- Magda, co ty tu robisz?! - Konarski wręcz nie mógł w to uwierzyć.
No tak, ruda nie miała mu czasu nawet o tym powiedzieć.
- Siadaj i nie gadaj. - Mocno nacisnęłam na jego ramiona, by z powrotem usiadł na ławeczce. - Megi jest dzisiaj naszym kołem ratunkowym.
- Ja? No coś ty. Chociaż ogarnąć to przez noc było naprawdę ciężko.
Podeszłam do już włączonego laptopa naszego statystyka i postawiłam go na stoliczku, odwracając w stronę zdziwionych siatkarzy.
- Boże, jeszcze mi powiedz, że będziemy jakieś bajeczki oglądać... - mruknął Buszek.
Zgromiłam go spojrzeniem, więc zamilczał.
- To co wam pokażę, udowodni wam, że macie po co walczyć. Że macie DLA KOGO walczyć.
Włożyłam płytę do napędu i kliknęłam play, odsuwając się nieco w bok.
Sama pierwszy raz widziałam ten filmik. Widziałam jednak, że już po kilku sekundach Megi robi się z siebie nadzwyczaj dumna. Ale nic a nic mnie to nie dziwiło.
Sama pierwszy raz widziałam ten filmik. Widziałam jednak, że już po kilku sekundach Megi robi się z siebie nadzwyczaj dumna. Ale nic a nic mnie to nie dziwiło.
W pierwszej minucie pojawiały się w formie pokazu slajdów zdjęcia. Zdjęcia kibiców. Z cudownymi kartkami "Go Sovia!", "Sovia, Walcz i Wygrywaj!" , "Sovia Mistrzem Polski!" , "Jesteśmy z wami!" i inne, równie wspaniałe. To kibice zrobili sobie z nimi zdjęcia pokazując, że zawsze są sercem z rzeszowskimi siatkarzami.
Rozejrzałam się po siatkarzach. Niektórym się przeszkliły oczy, inni - niesamowicie zdumieni- siedzieli z otwartymi buziami i nie mogli spuścić wzroku z obrazu.
- Uwaga, a teraz najlepsze! - Ogłosiła Megi.
Najpierw na czarnym tle pojawił się napis angielskiej piosenki, nieco przerobiony i przetłumaczony na język polski:
Oto nadchodzi niebezpieczna Resovia
Kiedy zaczniemy już nie przestaniemy
Mamy zamiar podkręcić to, aż zrobi się zbyt gorąco.
Oto nadchodzi niebezpieczna Resovia
Kiedy zaczniemy już nie przestaniemy
Mamy zamiar podkręcić to, aż zrobi się zbyt gorąco.
To wojna, w której walczymy, Go Sovia!
I po tych słowach pojawił się cudowny filmik:
Koniec.
To było coś. Nawet ja urobiłam łezkę. O wciąż zdumionych siatkarzach nawet nie wspomnę. Ignaczak płakał, naprawdę.
- Zróbcie to. - Szepnęłam, ale wszyscy mnie usłyszeli. W szatni bowiem panowała grobowa cisza. Potem jednak podniosłam głos. - Pokażcie tych siatkarzy, którzy walczyli na tym filmiku. Pokażcie, że potraficie. Zróbcie to dla siebie, zróbcie to dla tych kibiców którzy siedzą przed telewizorami, na trybunach, i w was wierzą z całych serc, bez względu na wszystko!
- Zrobimy to. - Ignaczak się podniósł. - Kurwa, zrobimy ! Dawać chłopcy!
- No, raz, raz! - Zawtórował mu Kowal.
Wszyscy wstali, a Megi złapała mnie za rękę. W jej oczach widziałam nadzieję. Może jeszcze nie jest po meczu?
- Dla kibiców!
- DO zwycięstwa!
- Go Sovia!
I gdy przeszedł jeden z sędziów i nas zawołał, pierwszy raz widziałam tak ożywionych siatkarzy. Chcieli wygrać i wiedziałam, że dadzą z siebie wszystko. Oni wrócili. Odzyskali wolę walki, odzyskali wiarę w siebie.
Nim rozpoczął się drugi set siatkarze mieli chwilę na krótką rozgrzewkę. Zamiast jednak się rozgrzać, podeszli pod trybuny zajęte przez rzeszowskich kibiców.
- To wojna, w której walczymy! - Krzyknął Ignaczak. - GO Sovia!
Jak obudzeni z transsu kibice wstali ze swoich krzesełek i podnieśli ręce już śpiewając:
"W górę serca Resovia wygra mecz
Resovia wygra mecz.
Resovia wygra mecz. "
Resovia wygra mecz.
Resovia wygra mecz. "
A ja? Wprost nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę, jeszcze wczoraj bym nie pomyślała, że jeden krótki filmik potrafi zdziałać cuda.
- Po prostu nie wierzę. - Zagadnął mnie jeszcze Olieg Achrem. - Jak ty to zrobiłaś?
- S.O.S do Megi, a ona przez noc na resovskim fanpejdżu rzuciła hasło, że potrzebne wam wsparcie. - Uśmiechnęłam się. - I widzisz, kibice potrafią. Dlatego teraz ...
- .. nie możemy ich zawieść! - Wtrącił Konarski rzucając się na kapitana na barana.
I jak powiedzieli, tak zrobili. Asseco Resovia dosłownie rozwaliła BBTS Bielsko- Białą , wygrywając trzy do jednego.
***
Nasi siatkarze tej nocy świętowali jak nigdy. Miło było ich słyszeć takich radosnych. Uwierzycie, że te dziecięce hałasy sprawiały, ze moje serce się radowało? Tak, też mnie to dziwi! Przecież zawsze mnie to denerwowało.
A jednak, tym razem było inaczej. I szczerze miałam nadzieję, że już zawsze będę ich słyszała takich radosnych. No i wiecie, nawet Kowal wyszedł się z nimi napić zwycięskiego szampana!
A jednak, tym razem było inaczej. I szczerze miałam nadzieję, że już zawsze będę ich słyszała takich radosnych. No i wiecie, nawet Kowal wyszedł się z nimi napić zwycięskiego szampana!
Wygrali. Tak. Ale znacznie więcej, niż jeden głupi mecz. Wygrali ze sobą. Znowu czują to, co na początku sezonu. Wolę walki, która może doprowadzić ich do zwycięstwa. I myślę, że cokolwiek by się nie działo, nie poddadzą się.
Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły gwałtownie. To był Penchev.
- Ola, chodź do nas!
- Spakuję się i do was dołączę. - Obiecałam.
Pokazał mi "okejkę" i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Chciałam się spakować, ponieważ rano wyjeżdżaliśmy bardzo wcześnie, a nie zapowiadało się, by impreza się skończyła wcześniej niż sam odjazd. Lepiej więc to zrobić teraz i iść balować, a jak!
Oczywiście, ledwo zaczęłam to robić a zadzwonił mój telefon. Wujek.
- No cześć, co jest? - Rzuciłam do telefonu, jednocześnie wrzucając do sporej torby sportowej ubrania. - Mała, jesteś genialna! Jak ty to zrobiłaś?!
Cóż, wiadomości szybko się rozchodzą.
- Jak już coś to nie ja tylko Magda.- Poprawiłam go. Nie miałam zamiaru zabierać jej lauru zwycięstwa!- Jej należą się gratulacje za ogarnięcie rzeszowskich kibiców i filmików przez noc.
- Naprawdę myślałem, że już po meczu, a nagle wyszli i zbombardowali to cholerne Bielsko, normalnie taki show!Serio? No coś ty. Wcale tego nie widziałam, chociaż tam byłam!
No wujek, ogarnij sie. Miałam miejsca w loży V.I.P., więc nie mogłam tego przegapić.
- Wiem, wiem. - Powiedziałam to, zamiast tego sarkazmu, który nasunął mi się w myślach.
Gdy ktoś nagle zapukał do drzwi (pewnie znowu któryś z siatkarzy wyciągnąć mnie na imprezkę), podniosłam się i z przystawionym telefonem do ucha poszłam otworzyć.
- Wiesz, - odezwałam się do telefonu, kiedy po otwarciu drzwi spostrzegłam Lotmana - potem zadzwonię.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni spodni.
- Cześć. - Odezwał się w końcu siatkarz. - Mogę wejść?
Sama nie wiem, dlaczego się zgodziłam.. Z przyzwyczajenia? Z utęsknienia? Choć na treningach rozmawialiśmy w miarę normalnie, choć trochę za bardzo rzeczowo, brakowało mi go tak poza treningami. I nie mogłam się już dalej oszukiwać.
Wszedł wciąż się na mnie patrząc, i przystając na przedpokoju.
- Co tutaj robisz? - Zapytałam prosto z mostu.
- To, co zrobiłyście z Megi, było niesamowite.
Tak, super.
- I przyszedłeś mi tylko o tym powiedzieć?- Zdziwiłam się. Skrzyżowałam ręce na piersiach. - Bo jakoś w to nie wierzę.
Westchnął przeciągle. Miałam rację, że nie przyszedł tylko po to.
- Tęsknię. - przyznał otwarcie. Gdy potem wyciągnął w moją stronę długą, czerwoną różę, oniemiałam.
- Paul, nie..
- Bierz, gdy ktoś daje ci prezent. Nie ładnie odmawiać. - Uśmiechnął się.
Tak bardzo mi brakowało widoku uśmiechniętego przyjmujacego. Tak bardzo brakowało mi jego uradowanych oczu. Co się stało, że tak nagle się odmienił? Że przyszedł, jakbym mu nie dała totalnego, chamskiego kosza?
Podeszłam do szafki, na której stał kubek z wodą i tymczasowo włożyłam do niego różę.
Wtedy poczułam jego dłonie na biodrach, a brodę na ramieniu. Był tak blisko, całe moje ciało oblała fala ciepła.. chociaż nie, przyjemnego gorąca.
- Paul. Przestań… - Spokojnie odsunęłam kubek z kwiatem, bo wiedziałam, że z moim szczęściem zaraz o niego zahaczę i spadnie na podłogę, rozpadając się na kilkanaście kawałeczków.
- Nie potrafię być od ciebie daleko, zrozum.. te dni to była jakaś cholerna męczarnia.- Mruczał cicho.
Wiedziałam doskonale, o czym mówił. Tak bardzo starałam się wyzbyć z siebie tego uczucia, ale nie potrafiłam.
Odwrócił mnie w swoją stronę, bym spojrzała mu w oczy. Jego silne dłonie wciąż czułam na biodrach.
- Czemu nie chcesz spróbować, co? - Nie dawał za wygraną.
- Bo.. boję się. Przepraszam.- Spuściłam wzrok.
Uśmiechnął się lekko.
- Myślałem, że ci się nie podobam. - Wyglądał tak, jakby mu ulżyło. - Ale powiedz mi, czego ty się boisz?
- Cierpienia. - Wyjaśniłam, już nie tłumiąc tego w sobie. - Nie zniosę więcej cierpienia. Nie zniosę, jeśli odejdzie kolejna osoba, którą kocham.
Lotman chwilę pomyślał, wciąż jednak wpatrując się w moje oczy.
- Jeśli chodzi o kwestie przyziemne i zależne ode mnie, to… nie zostawiłbym cię.
Jego słowa zabrzmiały niczym obietnica. Obietnica, której tak abrdzo się bałam. Czymże one są jak nie zwykłymi słowami rzuconym na wiatr? Czymże są, jak nie słowami wypowiedzianymi pod wpływem chwili?
Wtedy jednak pojawiła się w mojej głowie Megi, mówiąca: “zrób coś, bo zawsze będziesz sama jak palec. Nie bój się zaryzykować”.
- A teraz, nie zostawiłbyś mnie?
- Nie.
- A jeśli okażesz się być tylko pięknym snem? - Upewniałam się.
- To nigdy nie pozwolę ci się obudzić.
***
Tyle by było na dzisiaj. Natchnęło mnie. Serio. :)
Podobał się rozdział?!??!??!?
+ przepraszam za błędy, nie poprawiałam go :(
When we get started man we ain't gonna stop
We gonna turn it up till it gets too hot
We gonna turn it up till it gets too hot