Wciąż nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
Jechaliśmy właśnie autokarem z powrotem do Rzeszowa. Po nocnej balandze wszyscy spali jak zabici, łącznie ze sztabem. Kątem oka spojrzałem w dół, na wtuloną w mój tors dziewczynę. Miała świeżą, idealną cerę, zupełnie jak u niemowlaka. Pod jej zgrabnym noskiem raz po raz pojawiał się cień uśmiechu. Wyglądała niesamowicie, gdy spała. Mógłbym się tak w nią wpatrywać godzinami.
Nagle się poruszyła. Uniosła głowę i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała się na mnie.
- Już niedaleko. - Powiedziałem do niej cicho.
- To dobrze. Wyspałam się. - Podniosła się i usiadła normalnie. Niestety. bo jak dla mnie mogła dalej siedzieć wtulona we mnie.
- A śniło ci się coś ciekawego? - Zapytałem.
Zmarszczyła brwi, jakby chcąc sobie przypomnieć, co Morfeusz jej tym razem zaproponował.
- Powiem ci, że tak. - Odezwała się w końcu. - To chyba wszystko przez ten mecz i te emocje, bo śniłam o waszym zwycięstwie w Pucharze Polski.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Mam nadzieję, że nam go wyśniłaś! - Ignaczak nagle wyskoczył zza naszych oparć.
- No raczej, że tak. Inaczej rzucam tę robotę i idę do innych Mistrzów. - Dała pstryczka w nos libero.- Jak masować to tylko najlepszych.
- Ostatnio coś za bardzo się napalona na ten puchar zrobiłaś. - Skwitował jej zachowanie tym razem nie Krzysiek, a Alek.
- Czuję po prostu ducha drużyny. - Aktorsko uniosła brwi.
- A ja tam zauważyłem, że w ogóle jakoś zaczęłaś bardziej ogarniać siatkówkę. - Dopowiedział Nowakowski. Musiałem przyznać, że to była trafna uwaga, bo przecież gdy ją poznałem, nie wykazywała żadnego zainteresowania tym sportem.
- Jak mus to mus. Wiecie, spędzam z wami tyle czasu, że chyba nie ma innego wyjścia.
- Ja tam myślę, że to wpływ nie nasz, tylko jednej pewnej osoby. - Krzysiek porozumiewawczo spojrzał do na mnie, to na Olkę. - Gołąbeczki. - Zachichotał jeszcze na koniec.
Niepewnie spojrzałem na reakcję dziewczyny, jednak ona uśmiechnęła się i czule na mnie spojrzała. A gdy pozostali z drużyny wrócili do własnych zajęć, poczułem, jak ujmuje moją dłoń w swoje ręce i mocno ściska.
Nachyliłem się i pocałowałem ją w skroń, na co ślicznie się zarumieniła.
Gdy dojechaliśmy do Rzeszowa powitał nas deszcz. Szybko wyskoczyłem z naszymi dwoma torbami do samochodu, podczas gdy Ola jeszcze rozmawiała z panem Jackiem. Czekałem na nią w aucie jakiś czas, po czym doszła od mojej strony i od razu uchyliłem drzwi.
- Wskakuj, bo mokniesz. - Powiedziałem.
- Nie, muszę zostać. Chcemy z panem Jackiem ogarnąć papiery z meczu jeszcze dziś. - Poinformowała mnie, poprawiając kaptur swojej kurtki na głowie. - Wezmę od ciebie potem torbę, ok?
Zmarszczyłem brwi. Jakby nie mogli sobie tej roboty odpuścić. Ale z drugiej strony, mus to mus.
- Zadzwoń jak skończysz, to przyjadę po ciebie.- Poprosiłem, jednak ona od razu pokręciłą głową.
- No chyba żartujesz sobie, Lotman. - Aktorsko popukała się w głowę, jednak wciąż się śmiejąc. - Po coś mam ten bilet miesięczny na autobus, jak się przejadę to mi się nic nie stanie.
Naburmuszyłem się. Wolałbym przyjechać, zwłaszcza że już się powoli ściemniało. Skończą późno wieczorem, autobusów mniej...
- Hej, Paul. - Pogłaskała mnie delikatnie po policzku. Wciąż byłem trochę obrażony przez jej decyzję. - Poradzę sobie. Jak wrócę to wpadnę do ciebie na herbatkę, także czekaj. - CMoknęła mnie w usta i nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zniknęła wchodząc do hali Podpromie.
Wciąż lało jak z cebra.
Gdy wróciłem do domu pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było odebranie Daisy od sąsiada. Niezmiernie się ucieszyła, gdy tylko mnie zobaczyła. Potem wziąłem długi, gorący prysznic. Dopiero wtedy poczułem spływające z całego mojego ciała zmęczenie. Czułem każdy, nawet najmniejszy, niewidoczny mięsień. Musiałem przyznać, że na meczu daliśmy z siebie wszystko, ale takie też był tego efekty - jutro pewnie żaden z nas nie będzie w stanie normalnie funkcjonować na treningu.
Ubrałem się i ogarnąłem mieszkanie. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła już dwudziesta, a po Oli ani śladu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wybrałem jej numer.
Westchnąłem. To nie miało sensu.
Rozłączyłem się nim rozbrzmiał pierwszy sygnał. Przecież była dorosła, nie mogłem jej kontrolować. Poza tym gdyby mnie z nią nic więcej nie łączyło, nawet nie zawracałbym sobie głowy, co robi, co się z nią dzieje.
Kurwa. Ale tak nie jest, a ja się o nią martwię.
Zostawiłem telefon w kuchni, żeby mnie nie kusił. Poszedłem do pokoju i włączyłem laptop. Standardowo sprawdziłem e-mail, sprawdziłem Facebook`a. Nawet z ciekawości spojrzałem na swoje fanpage. Wszystkie trąbiły oczywiście o naszym wczorajszym meczu. Kilka moich dobrych ujęć podczas ataków czy zagrywek. Komentarze typu "Paul, jesteś najlepszy!", "Paul, zostań w Resovii na zawsze!". Było mi miło, tak jak zawsze, gdy je czytałem, ale tym razem nie potrafiłem się na nich skupić.
Spojrzałem na zegarek w dole ekranu komputera. Dwudziesta trzydzieści osiem. Wykończysz się, chłopie.
Nagle usłyszałem, jak w kuchni rozbrzmiewa sygnał przychodzącej wiadomości. Szybko tam poszedłem i odczytałem. Oczywiście - i na szczęście - Ola.
"Będę za pół godzinki :) "
Musiałem przyznać, ze mi ulżyło. Jednak ta sytuacja była taka mi bliska. To uczucie, które teraz się kłębiło w moim sercu. Ta cholerna troska, ten brak możliwości skupienia myśli na czymś innym.
- Cholera. - Warknąłem sam do siebie.
W mojej głowie znowu pojawił się jej obraz. Wysoka, piękna blondynka. Olivia. Wszystko było tak samo piękne jak teraz, ale pozostawało mi mieć tylko nadzieję, że tym razem skończy się lepiej. Ola nie wydaje się być taka. Ale to właśnie między innymi przez fakt, jak mnie blondynka wykorzystała, z początkiem kalendarzowego roku zgodziłem się na ten transfer do Polski.
To nie było łatwe, zostawić dom, zostawić rodzinę.
Prychnąłem. - Jaką rodzinę, jaki dom?
Ojciec biznesmen, wciąż niezadowolony z tego, kim jestem i co robię. Matka zbyt wpatrzona w ojca, by mu cokolwiek przegadać. Kocha mnie, ale na swój specyficzny sposób. I gdy z rodzeństwa pozostałem jedyny w tym domu, nic nie było takie samo. Wciąż jakieś awantury. Zwłaszcza z powodu ojca. Starsze dzieci wybrały własną drogę, to ja musiałem odziedziczyć tą cholerną firmę. Chciałem? Nie! Nigdy w życiu. Bo siatkówka to coś, co kocham ponad życie.
Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizję. Szła właśnie powtórka naszej kompromitacji z Jastrzębskim Węglem. Nie mogąc na to patrzeć postanowiłem oglądać jakiś polski program detektywistyczny. Dobra, oglądanie to mocne słowo. Wciąż myślałem o tym, co pozostawiłem w Ameryce. Albo o tym, czego tam już nie było.
Nie żałowałem wyjazdu do Polski, choć to kawał drogi. Zamierzam zbudować tu drugi dom. prawdziwy dom. Dom, o jakim zawsze marzyłem.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Wyszedłem z salonu, podszedłem do drzwi i bez wahania nacisnąłem na klamkę.
- Nie musisz puka... - Nie dokończyłem, ponieważ w moje ramiona wskoczył chłopiec.
*** Ola
Roboty było dużo, ale wiedziałam, na co się porywam, przychodząc tu na staż. Nie obejrzałam się nawet a było już po dwudziestej. Choć pan Jacek już mnie wygania od co najmniej godziny, postanowiłam, że zostanę do końca.
Poza tym miło było jeszcze raz rzucić okiem na powtórkę meczu. Oglądając starcie Resoviaków z BBTS`em obserwowaliśmy, kto był najbardziej przeciążony i jaki element ciała najbardziej pracował.
Jako że Buszek wszedł na seta, obserwowaliśmy również jego zachowanie na boisku. Wszystko notowaliśmy, by jutro zasugerować im odpowiednie, rozluźniające ćwiczenia. A wiecie, podczas meczu nie sposób wszystko zarejestrować, zwłaszcza, że jest to czas zbyt stresujący. I patrzysz tylko na wynik.
Dobra, prawda jest taka, że ja obie mecz oglądałam, a Jacek odwalał największą robotę.
Fizjoterapeuta nagle zastopował transmisję. Poprawił okulary na nosie i chrząknął.
- Widzisz? - Palcem wskazał na ramię jednego z siatkarzy, który właśnie wykonywał atak. - Zauważ przy późniejszych atakach Lotmana, że nie ma pełnego zakresu ruchu w stawie ramiennym.
I powrócił do poprzedniej czynności.
Ja natomiast przetarłam oczy i puściłam start. Fakt, że musiałam poczekać trochę na kolejny atak "drugiego" przyjmującego, sprawiał, że czułam się dziwnie spięta. Były jednak po kilku akcjach dwa pod rząd. I faktycznie, dało się zauważyć, ze ma coś nie tak z ramieniem.
- Racja. - Powiedziałam, nie odrywając wzroku z ekranu. - Ma pan rację. Ale jak to możliwe?
- Przestudiowałem wszystkie jego poprzednie akta, ale nie ma żadnej wzmianki o jakimś przebytym urazie w stawie ramiennym. A blokadę ma.
- Może nawet o tym nie wie. - Łudziłam się tylko.
- A może specjalnie nam tego nie dowiózł. - Zasugerował dobitnie. Posmutniałam, że nie wspomniał mi o czymś istotnym. - Ale Ola, spokojnie, przecież nad tym da się popracować. Wystarczy trochę trakcji.
- Tak, wiem. - Westchnęłam przeciągle. Zamknęłam laptop, bo moje oczy już był zbyt zmęczone wpatrywaniem się w obraz. Zamiast tego podparłam głowę na przedramionach i spojrzałam na Jacka.- Ale martwi mnie to, że nic nam nie powiedział. - Dodałam w myślach, że "mi nic nie powiedział".
- Mnie też. Bo tak dalej, a mogłoby się to nieciekawie dla niego skończyć. A jemu, jak to siatkarzowi, powinno zależeć na pełnej sprawności i najlepszej kondycji.
Choć było mi przykro, już planowałam dla siatkarza odpowiednią terapię. A zacznę ją od tego, że jeszcze dzisiaj mu nawtykam za ukrywanie starej kontuzji.
- ALe widzisz, Olu, od tego tu jesteśmy. By wyłapywać to, do czego nasi zawodnicy się nie przyznają. - Pan Jacek się uśmiechnął. Wstał i położył mi rękę na ramieniu. - A teraz zbieraj rzeczy i spać lecimy, jutro ciężki dzień.
Choć na dworze lało jak z cebra, nie musiałam iść na przystanek. Skąd nagle ten błysk szczęścia? Ha! Otoż pan Jacek zaoferował mi podwózkę. Miło z jego strony, bo naprawdę byłam tego dnia wykończona, a Lotmana nie miałam serca ściągać taki kawał.
Wystukałam jeszcze smsa do Paula, że będę za pół godziny, żeby się nie martwił. Choć szczerze w to wątpiłam - wiecie, bez przesady.
- Panie Jacku, może mnie pan wysadzić tutaj? - Poprosiłam, kiedy wjechaliśmy w doskonale znajome mi już miejsce. Mam stąd niedaleko , a zahaczę sobie jeszcze o sklep.
Zatrzymał się w pierwszym możliwym miejscu. Podziękowałam i pożegnałam się.
Jak to mówił zazwyczaj mój wujek, "pędzikiem" ruszyłam do pobliskiego supermarketu. Na szczęście był otwarty do dwudziestej pierwszej.
Od razu wiedziałam, gdzie iść. Musiałam przejść pomiędzy regałami z napojami, by dojść do stoiska z gazetami. Nowy rzeszowski dziennik sportowy. Od razu go dostrzegłam, bo na pierwszej stronie był nie kto inny, jak Lotman i Dryja, nasi nowi zawodnicy. Dwa osobne zdjęcia w niewielkich kwadratach, ale ja wpatrywałam się tylko w jedno z nich. W te piwne, duże oczy.
Chwyciłam gazetę i poszłam do kasy.
- Idą jak świeże bułeczki, jutro pewnie już by nie było. - Uśmiechnęła się do mnie sprzedawczyni.
- To miałam szczęście.
- Zawsze nam na półkach zalegają, ale teraz... - Namyśliła się kasując gazetę. - Ale dobra, nie dziwi mnie to, w końcu na okładce sam Lotman jest.
Aż poczułam skurcz w żołądku. Nie powinno mnie w sumie zaskakiwać to, że inne kobiety tak na niego też patrzą, prawda? Ukłucie zazdrości?
- Racja. - Tylko na tyle się wysiliłam.
- Ech.. - Westchnęła. Wyglądała jak rozmarzona nastolatka, serio! - Mieć takiego faceta... kobieta, która z nim jest musi być szczęściarą.
- Może, nie wiem. - Burknęłam. Już trochę mnie irytowało wysłuchiwanie o tym.
- Pani taka małomówna.
- Bo myślę sobie, że właśnie jestem tą szczęściarą.- Na moje słowa młoda kobieta się zamknęła. Wyglądała tak, jakby ktoś jej nieźle grzmotnął młotkiem w czachę.- Ilę płacę?
Już tylko z zazdrości chyba milczała, wyburczała kwotę. Zapłaciłam i z uśmiechem mówiąc "do widzenia", opuściłam supermarket i pobiegłam wręcz do tego mojego idealnego faceta.
Nie nacieszyłam się zbyt długo. Wiecie, do naszego bloku mieszkalnego daleko nie było. Krótki odcinek do przebycia równa się krótkie , błogie szczęście. Wbiegłam po schodach i w sumie nawet się nie rozbierając u siebie w domu, zapukałam od razu do Paula.
I uwierzcie, gdy otworzyła drzwi naprawdę wysoka i zgrabna kobieta, aż oniemiałam.
- Tak? - Zapytała, a ja nie potrafiłam nawet słowa wydusić.
A gdy u jej boku pojawił się mały, gdzieś pięcioletni człowieczek, mogłam jedynie wyburczeć ciche "przepraszam" i zniknąć szybko w swoim mieszkaniu.
Moja noc? Ciągle myślałam, czy to ja jestem tą szczęściarą, o której mówiła kasjerka, czy może ta piękna szatynka w mieszkaniu Lotmana.
~* * *~
Hej hej ponownie!
Z góry przepraszam, że rozdział nie tak długi jak zwykle, ale musiałam wam teraz przerwać.
Taka jestem zła. :)
+ sorka za błędy, nie sprawdzałam, bo chciałam Wam "pędzikiem" wrzucić ! :)Z góry przepraszam, że rozdział nie tak długi jak zwykle, ale musiałam wam teraz przerwać.
Taka jestem zła. :)
Buziaczki!
Nowy rozdział pewnie na dniach, zaglądajcie! Bo w nim okaże się kim jest nowa kobieta? Co to za dziecko? Jak to wpłynie na relacje między Olą a Paulem?
Jak mogłaś w takim momencie skończyć??? Pisz szybko i wrzucaj nowy! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, jutro pojawi sie prolog ----> milosc-jak-wino.blogspot.com
Czekam na kolejny! <3
OdpowiedzUsuń